Centrum Dialogu Przełomy to w założeniu wyjątkowe miejsce, w którym spróbujemy zmierzyć się z kontrowersyjnymi tematami dotyczącymi najnowszych dziejów Polski i Europy, tymi, które dzielą lub łączą kontynent, mają wpływ na jego przyszłość.

Powstanie Centrum Dialogu Przełomy miało przede wszystkim na celu przywrócenie pamięci o wydarzeniach, które przez pół wieku kształtowały tożsamość ludzi żyjących na Pomorzu Zachodnim, a także wpłynęły na to, że Polska po 1989 r. stała się w pełni suwerennym krajem. Oczywiste wydawało się przypomnienie o wyjątkowości miejsca, w którym po wojnie dokonała się całkowita wymiana ludności, gdzie – mimo braku więzi społecznych, ciągłości tradycji i poczucia tymczasowości – doszło do zrywów wolnościowych na trwałe zmieniających nie tylko historię tego zakątka Polski, lecz także całego kraju i świata.

Jednym z powodów utworzenia Centrum była chęć zmierzenia się z mitami, które wryły się w świadomość powojennych pokoleń. Kolejnym – rewizja kompleksów od lat gnębiących mieszkańców tych ziem.

Polska po Czerwcu ’89

Czerwiec 1989. Wybory do Sejmu kontraktowego wygrywa tak naprawdę „Solidarność” i Polska zaczyna się zmieniać. Kolejne miesiące przynoszą zmiany, o jakich nie śniło się poprzednim pokoleniom: na czele rządu staje jeden z liderów opozycji, ostatni więźniowie polityczni wychodzą zza krat, zniesiono monopol partii komunistycznej, definitywnie kończy się czas gospodarki centralnie zarządzanej, zniesiono cenzurę, rozwiązano policję polityczną.

Ludzie zmęczeni marazmem i biedą ostatnich lat, po wybuchu (tłumionej jeszcze ze strachu) euforii, bo w końcu „Polska jest nasza”, próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, błyskawicznie nauczyć nowych reguł funkcjonowania. Rosną fortuny, ale też bezradność, bo po latach życia w państwie, które uzurpowało sobie prawo do podejmowanie decyzji za obywateli w każdej dziedzinie, trzeba decydować samemu. Zjawisko „ucieczki od wolności” nie jest już tylko tytułem poczytnej książki.

Równolegle do zmagań z życiem codziennym toczą się zmagania o pamięć. Pierwsze lata wolności (a nawet chwile przed przełomem) owocują dziesiątkami książek, które przypominają tematy nieobecne w polskim dyskursie przez lata: zsyłki obywateli polskich w głąb Związku Sowieckiego, Katyń, utrata Kresów Wschodnich przedwojennej Rzeczypospolitej, obozy pracy dla więźniów politycznych, prześladowania tzw. przeciwników politycznych prawdziwych i urojonych, działalność Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, potem Służby Bezpieczeństwa, inwigilacje, donosy, ale przede wszystkim ciche bohaterstwo wielu ludzi zapomnianych. Wreszcie wątki, do których dostęp miało ograniczone grono sięgających po prohibity, są dostępne dla wszystkich, którzy tylko zechcą po nie sięgnąć.

Po kilku latach zalewu takiej literatury Polacy odwracają się od niej, zmęczeni natężeniem zjawiska. Prawdziwa historia wymusza stanięcie twarzą twarz z przeszłością, która oprócz heroizmu kryje w sobie wstydliwe epizody. Historia prawdziwa wprawia w zakłopotanie beneficjentów dawnego systemu. Nie chcą przyjąć jej także ludzie, którzy naprawdę uwierzyli w komunistyczną utopię, bo rezygnacja z wiary podważyłaby sens ich życia ani osoby, które po prostu przystosowały się do poprzedniego systemu, dryfując bez sprzeciwu tam, gdzie akurat dryfował – homo sovieticus zakotwiczył głęboko w wielu z nas.

Wciąż w wielu miejscach tkwiły symbole dawnej epoki, a część z nich miała przetrwać kolejne dziesięciolecia. Zmiany w świadomości zachodziły dużo wolniej niż w otaczającym świecie.

Wymiana mitów

Jak było w Szczecinie? Tu zmiany dokonały się błyskawicznie, ale poszły w zaskakującym kierunku. Okazało się, że szczecinian najbardziej fascynuje historia wcale nie ta, którą mogli sami pamiętać albo znać z opowieści ojców czy dziadków, tylko ta jeszcze wcześniejsza, głęboko skrywana w poprzednim systemie – historia niemieckiego miasta. Szybko powstał portal poświęcony temu zagadnieniu, pojawiły się nostalgiczne zdjęcia, na których Szczecin został przypomniany jako miasto – ogród, jedna z metropolii europejskich, zapewniająca swoim mieszkańcom spokój i wygodę życia. Przedwojenny Szczecin miał być miejscem szczęśliwych ludzi, którzy zostawili po sobie piękne ulice i place, pomniki, dobrze prosperujące zakłady pracy, pełnym pamiątek przeszłości dających poczucie zakorzenienia i pewności.

Pojawiło się wiele publikacji przypominających Stettin, pocztówki, kalendarze, albumy. Przestaliśmy udawać, że miasto narodziło się w 1945 roku, że zastaliśmy je puste, że dopiero Polacy zrobili z niego stolicę regionu. Przestaliśmy patrzeć podejrzliwie na Niemców, którzy odbywali do Szczecina podróże sentymentalne. Staliśmy się bardziej otwarci i kompletni o dzieje wcześniejsze.

Przywrócenie pamięci o czasach przedwojennych paradoksalnie zwiększyło nasze kompleksy. Zaczęło się porównywanie miasta sprzed wojny z tym odbudowywanym i oswajanym przez lata powojenne. Symbolami tego pierwszego stały się samochody Stoewera i kilkadziesiąt browarów, drugiego – tobołki wygnańców i furmanki. Przeszłość wydawała się czarno-biała, bez odcieni: przypominając przedwojenny Szczecin, chętniej mówiono o luksusowym Westendzie niż o dzielnicach niemających jeszcze podłączonej kanalizacji. Przywołując symbol przemysłu – stocznię Vulcan – chętniej podkreślano jej czasy świetności i produkcję czterofajkowców niż ponury okres, w którym zamknięta (1927), stała się obozem dla ludzi uznanych przez nazistów za wrogów, a odżyła dzięki produkcji na potrzeby wojny niosącej śmierć i cierpienia milionom ludzi.

Przy porównywaniu przed – i powojennej architektury, zagospodarowania przestrzeni publicznej nie brano pod uwagę zmian wywołanych wojną w każdej dziedzinie. Powojenną brzydotę wielu odbudowanych zakątków miasta przypisywano temu, że Polacy nie traktowali tych ziem jako pewnej i trwałej „małej ojczyzny”, tylko – zgodnie z zapisami w dokumentach konferencji poczdamskiej – jako przekazane w administrowanie. Gdzieś gubił się w tych rozważaniach wątek estetyki narzuconej przez socsystem panujący w połowie Europy, a także priorytety decydentów, wśród których trudno doszukać się chęci rewitalizacji zabytkowego centrum czy tworzenia przestrzeni przyjaznej dla mieszkańców.

Umknęły też wątki kładące się cieniem na przedwojenny arkadyjski obraz miasta: kryzys, który dotknął je w tak dużym stopniu, że właśnie tu powstał znakomity grunt dla jednej z obłąkańczych ideologii XX wieku – nazizmu. Nie przez przypadek Szczecin i Pomorze Zachodnie zaznaczano jako najbardziej brunatne na mapach obrazujących kolejne wybory władz III Rzeszy. Bardzo szybko Adolf Hitler otrzymał tytuł honorowego mieszkańca miasta.

Być może te wątki wydawały się mniej pociągające, bo stanowiły leitmotiv poprzedniego systemu, w którym wskazywano tylko jedną ideologię niszczącą stary porządek i jednego wroga (nazizm). Wiedzę o drugim (komunizm) przyniosły dopiero nowe czasy.

Przywoływanie dziejów przedwojennego miasta dawało poczucie dokopywania się do prawdy skrywanej pod mitologią obowiązująca po 1945 roku, która miała uzasadniać przyjście Polaków na te ziemie. Bardzo interesujący był proces błyskawicznego zastępowania jednych mitów innymi. Mity o „ziemiach piastowskich”, „ziemiach praojców, na które powróciliśmy”, którymi karmiono pokolenia na tzw. Ziemiach Odzyskanych po 1945 roku, bardzo szybko zastąpiły przywołane mity „arkadyjskie”.

Dobrze jest mieć świadomość, że próba polemiki z mitami, albo ich rewizji, często kończy się porażką. Mitologia to część tożsamości, na wiwisekcję mają ochotę tylko niektórzy.
Czy teraz tworzymy nową mitologię, czego obawiają się niektórzy? Odpowiedzią na to będzie wystawa stała Centrum Dialogu Przełomy.
Ale nie tylko.

Zasada domina

Po przełomie ustrojowym Polski historia powojennego Szczecina nie została uznana przez mieszkańców za zbyt fascynującą. Można ją było poznać, odwiedzając wystawy czasowe Muzeum Narodowego w Szczecinie, które przypominały, kto i dlaczego osiadł na tych ziemiach po wojnie, jak wyglądała „codzienność historii”. Przełomowe w historii chwile pokazywały wystawy Instytutu Pamięci Narodowej przywołujące wystąpienia przeciw władzy. To wciąż było mało, co można było zauważyć podczas oficjalnych obchodów rocznic ważnych wydarzeń. Wiedza o nich – co wykazywały uliczne sondy prowadzone przez dziennikarzy – była mniej niż skromna, a liczba uczestników uroczystości systematycznie zbliżała się do zera.

Wojnę o pamięć wygrywały bardziej przebojowe ośrodki, a przede wszystkim ich liderzy, którzy zdawali sobie sprawę, jak ważnym elementem przyszłości jest rzetelna wiedza o przeszłości. Szczecin i Pomorze były niewidoczne, w przekonaniu wielu stawały się coraz bardziej przezroczyste w pamięci kolejnych pokoleń. Wśród młodych ludzi wyjeżdżających masowo stąd do Warszawy czy za granicę, poszukujących lepszej przyszłości, często padało pytanie: a co mnie tu trzyma, dlaczego mam zostać w tym nijakim mieście, co takiego zdarzyło się tu, aby warto było się z nim utożsamić?

Obchody dwudziestopięciolecia „Solidarności”, które miały miejsce dziesięć lat temu, pokazały, że sytuacja staje się krytyczna. Triumf święciły wszystkie zaangażowane w przemiany miasta Europy Środkowej i Wschodniej, a Szczecin – obok Gdańska główny ośrodek buntów społecznych – był niemal niewidoczny.

To właśnie wtedy pojawiła się potrzeba stworzenia czegoś trwałego, narodziła się idea Muzeum Przełomów. Wydawało się oczywiste, że nadszedł czas, aby Szczecin opowiedział o swojej roli „niepokornego miasta”. Okazało się, że jest to oczywiste nie tylko dla Polaków: gdy podczas obchodów dwudziestopięciolecia „Solidarności” w Szczecinie gościł Joachim Gauck, wówczas szef instytucji, dzięki której Niemcy Wschodni mogli rozliczyć się ze swoją przeszłością, zapytał o muzeum historii politycznej polskiego Szczecina. Zapadło kłopotliwe milczenie.

O tym, że potrzebne jest stworzenie takiej placówki, wspominali czasem działacze dawnej opozycji demokratycznej, ale mówili głównie o potrzebie budowy muzeum „Solidarności”. Sens takiej idei podważyła koncepcja powstającego Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Stworzenie instytucji – giganta, o ambicjach globalnych, w sposób naturalny wyeliminowało pomysł, który przy ECS mógłby przybrać co najwyżej rozmiary regionalnej izby pamięci. Zresztą rezygnacja z prezentacji wcześniejszych wydarzeń, które miały miejsce przed Sierpniem ’80 na Pomorzu Zachodnim, byłaby nieporozumieniem. Bez nich Sierpnia ’80 po prostu by nie było.

Dlaczego o nas?

Przez okres PRL o Szczecinie mówiono głównie w kontekście zamierzchłej historii tych ziem – o słowiańskich śladach. Taki był wymóg propagandy, podobnie jak i ten, aby o najnowszej historii, tej „opozycyjnej”, nie mówić wcale. W Szczecinie każdy mógł obejrzeć wykopaliska sprzed setek czy nawet tysięcy lat, pozostałości po Gryfitach. Szczecin współczesny był prezentowany jako miasto morskie, portowe, dość bogate na tle Polski, w którym budowano statki i zapraszano na pierwszy (może w całej Polsce) strip-tease. To była jakaś część prawdy, ale część niewielka. O Szczecinie i Pomorzu Zachodnim jako tyglu narodów mówiło się tylko w kontekście języka polskiego – najbardziej czystego, bo nieskażonego żadną gwarą czy naleciałościami. Kwestie różnych narodowości, mniejszości narodowych traktowano marginalnie, np. o żyjących tu Francuzach szczecinianie dowiedzieli się przy okazji afery André Robineau, francuskiego konsula oskarżonego o szpiegostwo, o Żydach w 1968 roku, gdy zmuszono do wyjazdu również ze Szczecina część żydowskiej inteligencji, przemilczano sprawę mniejszości ze Wschodu, głównie Ukraińców, przywiezionych tu w ramach akcji „Wisła”. Milczano również o ludziach, którzy tuż po wojnie uciekli na ziemie zachodnie, bo uznano ich za wrogów władzy ludowej, a dopiero po latach przywrócono im dobre imię, niektórych uznano za bohaterów. W końcu do oficjalnej historii miasta nie wpisano wielu wydarzeń, które pokazywały, czego pragną żyjący tu ludzie. Oczywiście władza nie mogła udawać, że nie było Grudnia ’70 czy Sierpnia ’80 – te wydarzenia zostały w powszechnej świadomości, ale pełen ich obraz był możliwy do przedstawienia dopiero po przełomie ustrojowym w 1989 roku.

Nawet w świadomości pokolenia, które pamięta ostatnich kilkadziesiąt lat, rola Szczecina, jako miasta inicjującego przemiany, zatarła się, wyblakła. Brak rzetelnych informacji spowoduje, że następne pokolenia, które zaczną decydować o przyszłości kraju, miasta, nie będą miały szans, żeby w pełni poznać jego przeszłość. Na czym będą budować? To po pierwsze.

Po drugie, łatwiej jest robić coś dla miasta, z którym można się utożsamić, z którego można być dumnym. Trzeba więc pokazać, że jest z czego tę dumę czerpać. Tracąc pamięć, tracimy tożsamość.

W 2005 roku powstała pierwsza koncepcja Muzeum Przełomów, która zakładała przede wszystkim narrację o drodze do wolności, a więc pokazanie przełomowych historii tych ziem w latach 1945–1989. Rozpoczęły się debaty publiczne nad tym, które z wydarzeń uznać za najważniejsze dla nas. Po kilkuletnim przekonywaniu polityków wszystkich opcji, że warto taką placówkę budować, zaczęły się prace nad uszczegółowieniem koncepcji. Wtedy pojawiła się nazwa Centrum Dialogu Przełomy – wskazująca kierunek rozwoju idei: „centrum” znaczyło, że chcemy bardziej instytucji kultury niż muzeum w klasycznym tego słowa znaczeniu; „dialog” zakładał dopuszczenie do głosu ludzi i historii bardzo różnych, co dawało szansę na uzyskanie obrazu całości; „przełomy” były znakiem, że właśnie wydarzenia trwale zmieniające rzeczywistość będą głównym tematem refleksji i wystawy stałej. Mimo prób odejścia od tej koncepcji na rzecz pokazania historii powojennej „w ogóle” ideę tematycznego „muzeum wolności” udało się utrzymać. Rozpoczęły się pierwsze kwerendy w archiwach instytucji i osób prywatnych.

Przełom dla „Przełomów”

Przełomem dla „Przełomów” były zorganizowane w 2008 roku pod szyldem Centrum Dialogu Przełomy uroczystości obchodów Szczecińskiego Sierpnia ’88 – po raz pierwszy od dwudziestu lat. Wtedy został przypomniany dramatyczny strajk, który w ogóle nie funkcjonował w pamięci miasta, a który był jedną z przyczyn ogłoszenia przez władze PRL chęci podjęcia dialogu z opozycją. Obchody te były inne niż tradycyjne, które ograniczały się do składania wieńców pod pomnikami. Tym razem uroczystości miały być przede wszystkim wspólne, a więc organizowane przez wiele instytucji, i skierowane do bardzo różnych grup odbiorców. W programie znalazły się trzy koncerty, w tym pierwszy i jedyny do tej pory na terenie portu (pt. Wśród dźwigów), debaty publiczne z udziałem liderów „Solidarności”, uhonorowanie zasłużonych nie tylko odznaczeniami, lecz także wspólną biesiadą, na której po latach spotkali się bohaterowie tamtego czasu, uhonorowanie zarówno osób z pierwszych szeregów, jak i wspierających strajkujących, bez których strajki nie trwałyby aż 18 dni, spotkanie pokoleń w pubie, konferencja naukowa, publikacje, wspólny przemarsz przez miasto, msza. To właśnie po tych pięciodniowych uroczystościach Zarząd Województwa Zachodniopomorskiego uznał, że warto zapewnić finansowanie projektu Centrum Dialogu Przełomy.

Początkowo myślano, aby Centrum Dialogu Przełomy umieścić w budynku Starej Rzeźni na Łasztowni, potem, że wystawa powinna znaleźć się w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Szczecinie na Wałach Chrobrego. Nieoczekiwanie zapadła decyzja o budowie zupełnie nowego obiektu tylko dla potrzeb Centrum, w dodatku na placu szczególnie ważnym dla szczecinian, na którym w grudniu 1970 roku zginęło dwanaście osób. Ogłoszono konkurs architektoniczny, który wygrał Robert Konieczny z KWK Promes. Zaproponował podziemny projekt pawilonu, który nie kolidował z otaczającą plac architekturą: nowym budynkiem Filharmonii, Komendą Wojewódzką Policji, kościołem św. św. Piotra i Pawła czy zabytkową Bramą Królewską. Idea zaczęła się ucieleśniać.

Powstał zespół, który opracował założenia do scenariusza wystawy stałej. Koncepcja ekspozycji została poszerzona – i bardzo słusznie – o czas wojny. Początkiem miał być rok 1939 – rok wybuchu drugiej wojny światowej, a także koniec niepodległości Polski na pół wieku. Poszerzenie koncepcji dało nowe szanse: na opowieść o tym, skąd i na mocy czyich decyzji na tych ziemiach pojawili się Polacy, czym był nazizm i jak traktował przeciwników, jaką rolę odgrywali na tych ziemiach Polacy podczas drugiej wojny (robotnicy przymusowi, jeńcy wojenni oraz wywiad AK na Pomorzu Zachodnim), dlaczego i w jaki sposób zniknęli stąd Niemcy. Przede wszystkim pojawiła się szansa na zestawienie dwóch totalitaryzmów gnębiących XX wiek, pokazanie ich skutków, co miało stanowić ostrzeżenie na przyszłość.

Założenia do scenariusza zostały dobrze przyjęte przez recenzentów, przedstawicieli placówek naukowo-badawczych z regionu i Polski. Odbyły się debaty publiczne nad projektem – zgłoszone uwagi zostały naniesione w postaci aneksu do Założeń.

Pod biczem krytyki

Było oczywiste, że wystawa dotycząca najnowszej historii Polski będzie budzić kontrowersje: świadkowie wydarzeń jeszcze żyją, każdy ma swoją pamięć, to, co dla jednych będzie powodem do chwały, dla innych – powodem do wstydu.
Podczas toczonych debat linie sporu były bardzo widoczne. Pierwsza przebiegała między tymi, dla których PRL był wartością, a tymi, którzy uznawali miniony system za przekleństwo dla Polski. Druga pokazywała podział między ludźmi „Solidarności”: tymi, dla których rok 1989 był spełnieniem snu pokoleń, oraz tymi, którzy nie kryli rozczarowania III RP. O ile ta druga grupa spierających się umiała jednak znaleźć grunt wspólnych wartości, o tyle pierwsza nie bardzo.

Apogeum krytyki koncepcji Centrum Dialogu Przełomy stanowił list Rady Wojewódzkiej Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w którym wyrażono obawy co do stronniczości wystawy CDP (zarzucano pomijanie wątków odbudowy regionu ze zniszczeń wojennych). List ten wywołał gwałtowną reakcję szczecińskich elit – architektów, lekarzy, nauczycieli, prawników – 64 osoby odpisały w duchu, że założenia wystawy CDP są właściwie skonstruowane, a planowana opowieść o naszej drodze do wolności wręcz niezbędna dla naszej tożsamości. Ostra riposta zakończyła spór, którego echa czasem powracają. Zarówno jednak wtedy, jak i dziś widać, że zdecydowana większość krytycznych sądów wynika przede wszystkim z niewiedzy o tym, jak wystawa będzie wyglądać i jakie wątki akcentować. Informacje na ten temat były przekazane opinii publicznej w szerokim zakresie (wieloletnie debaty, scenariusz wystawy rozesłany do mediów, samorządów, parlamentarzystów, środowisk kombatanckich, związków zawodowych itp., itd.). Natomiast długo w tajemnicy utrzymywano ostateczny projekt aranżacji wystawy. Chodziło o uzyskanie efektu zaskoczenia widza, jak również o to, aby zbyt szybko do wiadomości publicznej nie przedostały się informacje o nowatorskich rozwiązaniach, które znacznie odbiegają od tych wykorzystywanych do tej pory w większości powstających muzeów narracyjnych.

Kiedy słowo staje się ciałem

Z uwzględnieniem krytyki, równolegle do wznoszenia budynku, powstawały szczegóły aranżacji wystawy. Zajęła się tym szczecińska firma Redan, wsparta następnie przez KWK Promes oraz zespół plastyków, grafików i programistów z całego kraju. Dostali do obróbki gromadzone przez lata materiały – zdjęcia, dokumenty, filmy, materiały audio – wyszukane w archiwach domowych oraz w archiwach instytucji polskich i zagranicznych. Stąd wzięły się na wystawie zbiory z polskich, niemieckich i brytyjskich archiwów państwowych, prasy zagranicznej, np. francuskiej, amerykańskich fundacji czy stowarzyszeń z całego świata zajmujących się gromadzeniem pamiątek z czasów drugiej wojny. Często unikatowe zbiory i zaskakujące pamiątki znajdowały się w piwnicach i na strychach świadków historii.

Ważne było, jak wykorzystać pozyskane zbiory, aby zmieścić maksimum przekazu w nowoczesnej formie. Oczywiste było, że wystawa musi być na miarę XXI wieku – multimedialna, adresowana do bardzo różnego kręgu odbiorców: starszych i młodszych, zaangażowanych w historię i zachowujących wobec niej obojętność, Polaków i obcokrajowców. Niezbędne wydawało się zachowanie równowagi we wszystkim: liczbie zastosowanych multimediów w stosunku do rozwiązań tradycyjnych, przede wszystkim do zgromadzonych w gablotach muzealiów i archiwaliów, równoważeniu wątków lokalnych i ogólnopolskich, a także europejskich i światowych. Niewłaściwe proporcje skutkują powstaniem przestrzeni męczącej dla widza, który mógłby poczuć niedosyt w momencie, gdyby okazało się, że na wystawie znajduje się zbyt mało przedmiotów z epoki, tworzących klimat poprzedniego systemu. Z kolei skupienie się na wątkach tylko miejscowych mogłoby doprowadzić do powstania regionalnej izby pamięci i przekreślić raz na zawsze możliwość pokazania, że wydarzenia, które miały miejsce na Pomorzu Zachodnim, były inspirowane albo inspirowały wydarzenia o kluczowym znaczeniu dla historii Polski i Europy, że są częścią dziejów uniwersalnych.

Wartość dodana – wydarzenia

Niezależnie od powstającej wystawy stałej Centrum Dialogu Przełomy prowadziło wiele projektów edukacyjnych i promocyjnych. Działania edukacyjne szybko znalazły uznanie wśród szkół różnego szczebla z całego Pomorza Zachodniego. Przede wszystkim były to lekcje historii realizowane w miejscach historycznych, z udziałem świadków historii albo historyków – ekspertów w danej dziedzinie. W projektach realizowanych od 2010 r. razem z Urzędem Marszałkowskim Województwa Zachodniopomorskiego wzięła udział młodzież z ponad pięćdziesięciu miejscowości regionu. Warto wspomnieć spotkania, które odbiły się szerokim echem: lekcje z Franakiem Wiaczorką, liderem młodej białoruskiej opozycji (na temat tego, że wolność nie wszystkim jest dana), lekcje z Anną Marią Anders – córką generała Władysława Andersa (lekcja o Monte Cassino), lekcje w Stoczni Szczecińskiej, dawniej im. Adolfa Warskiego, w szczecińskim porcie czy w podziemiach kościoła ojców jezuitów, gdzie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zbierała się opozycja. Młodzież poznawała jej przedstawicieli, osoby poszkodowane w grudniu 1970 r. czy przywódców strajkowych z czasów „karnawału Solidarności”. Licealiści i gimnazjaliści byli uczestnikami lekcji wyjazdowych m.in. do Kołobrzegu i Siekierek, do Sachsenhausen (na uroczystość wmurowania obelisku upamiętniającego zamordowanego w obozie generała Stefana „Grota” Roweckiego), do więzienia w Wierzchowie, gdzie internowano zachodniopomorskich działaczy „Solidarności”, czy do Greifswaldu na dyskusję o powojennych czasach w dawnej NRD i PRL, którą Centrum Dialogu Przełomy zorganizowało w ramach Dni Kultury Polskiej. Młodzież, także studencka, chętnie brała udział w debatach oksfordzkich – drużyny spierały się na temat stanu wojennego, akcji „Wisła”, „Żołnierzy Wyklętych”, o to, czy wolność narodu rzeczywiście jest najwyższą wartością. Licealiści z klasy prawnej jednego ze szczecińskich liceów przeprowadzili także sąd nad Grudniem’70. Coraz więcej szkół i ośrodków wychowawczych bierze udział w konkursach: dzieci stworzyły grę planszową „Od Sierpnia do Sierpnia”; komiks o powojennych dziejach miejscowości, w której mieszkają, czy gazetę wydaną z okazji 35. rocznicy wydarzeń Sierpnia’80.

Zarówno młodzież szkolna, jak i dorośli chętnie uczestniczą we wszelkich projektach filmowych – po projekcji filmu odnoszącego się do wątków wystawy stałej Centrum Dialogu Przełomy odbywa się spotkanie z twórcą i dyskusja. Tak było przy okazji filmu o pierwszym wojewodzie szczecińskim Leonardzie Borkowiczu, o dzieciach, które wyszły z armią Andersa, trafiły do Meksyku, a potem osiedliły się w Polsce, między innymi w Szczecinie, o polskim szpiegu w Niemczech w okresie powojennym czy o rekonstrukcji prowokacji gliwickiej dokonanej przez Niemców (dwa ostatnie projekty w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego).

Równie popularne, wśród młodszej i starszej publiczności, były akcje promocyjne Centrum Dialogu Przełomy: od flash mobu, który miał przypomnieć o pierwszych chwilach w Szczecinie po przekazaniu miasta polskiej administracji, przez społeczną akcję zbierania pamiątek, po najbardziej kosztowne – rekonstrukcje historyczne. Bitwa o ulicę Dubois, pacyfikacja Stoczni Szczecińskiej tuż po wprowadzeniu stanu wojennego, wreszcie przyjazd na dworzec Szczecin Główny transportów ze wschodu wiozących wysiedleńców i łagierników gromadziły tłumy i wyzwalały potężne emocje.

Centrum Dialogu Przełomy angażowało się też w projekty popularno-naukowe i naukowe, jak konferencja o przesiedleńcach ze wschodu połączona z promocją książki Jana M. Piskorskiego pt. Wygnańcy, sympozjum dla niemieckich odbiorców na temat opozycji antykomunistycznej w Szczecinie (wraz z odwiedzeniem miejsc historycznych) czy międzynarodowa konferencja o powojennych migracjach w Europie Bezdomna Europa, realizowana wspólnie z Muzeum Historii Polski, Ośrodkiem Pamięć i Przyszłość i Uniwersytetem Szczecińskim przy wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego.

Publiczność chętnie odwiedza wystawy plenerowe prezentowane przez Centrum Dialogu Przełomy na placu Solidarności. W ciągu ostatnich dwóch lat było ich sześć. Oprócz własnych, autorskich, opowiadających o najważniejszych momentach w historii Szczecina (Obrazy pamięci, Przełomy Gacparskiego, Znajdziesz w Centrum Dialogu Przełomy czy wystawy podsumowującej konkurs na komiks) tylko w 2015 r. zostały sprowadzone dwie wystawy zewnętrzne: Pułkownik Ryszard Kukliński – samotna misja oraz Przesuwanie Polski (towarzysząca konferencji o migracjach).

To dopiero początek

Idea Centrum Dialogu Przełomy wciąż się rozwija dzięki wsparciu bardzo różnych partnerów, zaangażowaniu instytucji i autorytetów. Sama ekspozycja, choćby najbardziej atrakcyjna i nowoczesna, jest tylko punktem wyjścia. Dosłownie, ponieważ w poszczególnych przestrzeniach wystawy stałej znajdą się pocztówki kierujące do dalszych miejsc, o których opowiada, np. do Pennemünde, do fabryki benzyny syntetycznej w Policach, do budynku Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, do parafii różnych wyznań, do miejsc stalinowskich kaźni, do dawnej Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, portu czy kościoła pw. św. Andrzeja Boboli i wielu, wielu innych.

Wystawa stała Centrum Dialogu Przełomy ma stanowić punkt wyjścia do dyskusji na najbardziej kontrowersyjne tematy dotyczące najnowszej historii Polski i Europy. Przypominając najgorsze momenty w najnowszych dziejach, ma stanowić ostrzeżenie przed zjawiskami takimi jak nacjonalizm, totalitaryzm, ksenofobia, rasizm. Ponieważ dzisiejsze wydarzenia jutro staną się historią, debaty dotyczą także tego, co aktualnie najbardziej angażuje opinię publiczną. W Centrum Dialogu Przełomy dyskutowaliśmy już o opozycji białoruskiej i szykanach wobec niej użytych przez reżim Aleksandra Łukaszenki, o nieudanych próbach polsko-ukraińskiego pojednania przy okazji kolejnych rocznic akcji „Wisła” czy rzezi wołyńskiej, a także o zaangażowaniu najnowszych zdobyczy genetyki do identyfikacji ofiar stalinizmu pochowanych w bezimiennych jamach grobowych.

Oprócz działań projektowych, dalszego gromadzenia zbiorów, ich opracowywania, tworzenia Archiwum Historii Mówionej „Non omnis moriar”, w którym zbierane są relacje świadków historii, Centrum Dialogu Przełomy ma jeszcze inne zamierzenia. To przede wszystkim powołanie Fundacji „Przełomy” pomagającej ludziom „przełomów”, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji ekonomicznej. Fundacja organizowałaby akcje pomocowe, a także włączała w działania takie jak „Paczka dla bohatera” (CDP już brało udział w tej akcji). W planach jest założenie wydawnictwa, w którym byłyby wydawane publikacje z najnowszej historii Polski, przede wszystkim traktujące o historii Pomorza Zachodniego i pogranicza polsko-niemieckiego. Kolejny projekt to zorganizowanie Akademii Kształcenia Obywatelskiego, w której powstałby spójny projekt szkoleń i warsztatów dla młodzieży i dorosłych z dziedziny historii i kultury pamięci. Projekt realizowany wspólnie z partnerami Centrum Dialogu Przełomy MNS z kraju i z zagranicy prowadzącymi działalność naukowo-badawczą. W ramach Akademii zapraszanoby autorytety z kraju i z zagranicy.

Zasadą działania Centrum Dialogu Przełomy jest docieranie do bardzo różnych grup odbiorców i działanie w różnych przestrzeniach za pomocą bardzo różnych środków. Dlatego wśród zadań jest stworzenie w przyszłości Festiwalu Przełomów, uczestnicy mieliby wówczas możliwość brania udziału w koncertach, debatach, wystawach plenerowych, realizowanych pod wspólnym hasłem odnoszącym się do wartości o których przypomina Centrum Dialogu Przełomy. Projekt byłby realizowany wspólnie z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowym Centrum Kultury oraz Miastem Szczecin.

 

Agnieszka Kuchcińska-Kurcz