Ogłoszenie podwyżek gwałtownie pogorszyło już i tak nie najlepsze nastroje w szczecińskich zakładach pracy. Władze lokalne nie spodziewały się jednak wybuchu niezadowolenia, mimo docierających do nich sygnałów o planowanej na 17 grudnia demonstracji przeciw podniesieniu cen. Jeszcze w środę wieczorem, 16 grudnia, dyrektor Stoczni im. Warskiego Tadeusz Cenkier zapewniał I sekretarza KW PZPR Antoniego Walaszka, że następnego dnia w Stoczni będzie panował spokój.

Tym niemniej już 15 grudnia, na wieść o rozwoju wydarzeń w Gdańsku, w stan pogotowia postawiono trzy kompanie miejscowego ZOMO (161 ludzi) i rozpoczęto tworzenie trzech kompanii ROMO z funkcjonariuszy Komendy Miejskiej oraz jednostek powiatowych (ogółem 337 ludzi). Zorganizowano ponadto stałą ochronę gmachu KW MO i skoszarowano zmobilizowaną kompanię ORMO. W stan pogotowia postawiona też została stacjonująca w Szczecinie 12 Dywizja Zmechanizowana, której dowództwo wymieniło z milicją, na wypadek konieczności użycia wojska, oficerów łącznikowych.

Czwartek, 17 grudnia

Tego dnia poranna prasa po raz pierwszy zamieściła informacje o rozruchach w Trójmieście. Około godziny 6.00 w Stoczni im. Warskiego pojawiły się ulotki nawołujące do strajku solidarnościowego. W trzy godziny później, w czasie przerwy śniadaniowej, na Wydziale Kadłubowym odbył się wiec z udziałem ponad 1500 ludzi.

Wkrótce około tysiąc robotników opuściło Stocznię. Na ul. Malczewskiego, przed skrzyżowaniem z al. Wyzwolenia, pochód stoczniowców został obrzucony przez trzy kompanie ZOMO granatami z gazem łzawiącym, w rezultacie czego uległ rozproszeniu.

W tym czasie, jak pisze Edward J.Nalepa: ...dowódca 12 DZ (...) postawił dowódcy 5 pułku zmechanizowanego płk Henrykowi Ziemiańskiemu zadanie dyskretnego zorganizowania ochrony budynku KW PZPR. Zgodnie z zaleceniem wydzielone siły 5 pz zgrupowane zostały na podwórzu obiektu, by - dopóki będzie to możliwe .- utrzymać w tajemnicy wprowadzenie do akcji wojsk operacyjnych.

Podczas przerwy śniadaniowej pracownicy Stoczni Remontowej „Gryfia" opanowali prom (stocznia znajduje się na wyspie) i przeprawili się na teren Stoczni Warskiego. Grupa ta, do której przyłączyła się część załogi Fabryki Maszyn Budowlanych „Famabud", ruszyła ul. Jana z Kolna w kierunku Prezydium MRN. Drogę zastąpiły jej połączone siły ZOMO i skierowanej dodatkowo w ten rejon V kompanii ROMO.

Milicja w krótkim czasie rozproszyła pochód, jednak równie szybko ludzie ponownie zebrali się pod Stocznią. Wkrótce tłum osiągnął liczebność 10 tys. Pochód uzbrojonych w łomy, kable, śruby i kamienie stoczniowców ruszył w kierunku Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Na ul. Dubois demonstranci natknęli się na zasłonięty tarczami kordon ZOMO oraz V i VI kompanii ROMO. Doszło do ostrego starcia, w trakcie którego milicja ostrzelała tłum gazem z wyrzutni, zyskując czasową przewagę. Wkrótce jednak ludzie znów natarli na kordon. Część robotników z „Famabudu" wyszła na dachy okolicznych budynków i stamtąd raziła milicjantów butelkami z benzyną i kamieniami. Milicja na przemian atakowała i cofała się pod naporem tłumu. Sytuacja taka powtarzała się kilkakrotnie, aż do godziny 12.40, kiedy zomowcom zabrakło środków chemicznych. Od tej chwili milicjanci znajdowali się w wyraźnej defensywie i kryjąc się za tarczami oraz samochodami usiłowali powstrzymać tłum przy pomocy pałek.

W chwili, gdy trwały starcia na ul. Dubois, inna grupa demonstrantów zdemolowała stoczniowy posterunek ORMO, budkę milicyjną, dwie inne placówki ORMO oraz rozbiła sklep mięsny na ul. E. Plater. Na ul. Parkowej spalona została ciężarówka milicyjna, a jeden z zomowców, który nie wycofał się w porę został ciężko pobity. Tymczasem na skrzyżowaniu ul. Dubois i Sławomira przewrócono i podpalono samochód „Gaz 69" z umieszczoną na nim wyrzutnią gazów łzawiących. Wielu milicjantów w trakcie tych walk odniosło rany i znalazło się w okrążeniu. Stoczniowcy przewracali kolejne samochody milicyjne. Z KW MO wysłano wówczas ostatnią rezerwę środków chemicznych - dwieście sztuk granatów RGŁ. Ich użycie pozwoliło milicji na odbicie okrążonych funkcjonariuszy i odzyskanie poważnie już uszkodzonych pojazdów. Sytuacji na korzyść ZOMO nie zmieniło przybycie 6 transporterów opancerzonych SKOT, ponieważ pozbawione były one wsparcia piechoty. Jeden z nich momentalnie obrzucono butelkami z benzyną. Po półtoragodzinnych walkach w rejonie ul. Dubois, siły milicyjne zmuszone zostały do odejścia na teren parku Żeromskiego. Po wycofaniu się ZOMO pochód robotniczy dotarł około 14.00 pod budynek KW PZPR, gdzie już od godziny gromadzili się mieszkańcy Szczecina. W ciągu kwadransa tłum osiągnął liczebność ponad 15 tysięcy ludzi. Wkrótce w stronę gmachu poleciały kamienie, śruby, butelki z benzyną i puszki z lakierem. Stojący w pobliżu żołnierze 5 pułku biernie przyglądali się podpalaniu Komitetu.

Do płonącego gmachu - pisze Andrzej Głowacki - wdarli się demonstranci, dewastując pomieszczenia, tłukąc portrety, rozbijając meble, wyrzucając przez okna różne przedmioty, jak maszyny do pisania i duży portret W. Gomułki z sali konferencyjnej. Pracownicy KW i komitetów dzielnicowych, którzy dotąd gmachu nie opuścili, nie ponieśli żadnych obrażeń i nie byli przez nikogo z plądrujących gmach atakowani.

Demonstranci nie dopuścili do palącego się coraz bardziej gmachu straży pożarnej - przecinali węże podłączone do hydrantów i obrzucali strażaków kamieniami. Skierowane pod KW trzy kompanie ZOMO nie były w stanie opanować sytuacji. Około 15.00 milicja omal nie została otoczona przez tłum, w związku z czym funkcjonariusze wycofali się w kierunku odległych o 200 metrów budynków KW MO. Podążyła za nimi spora część zgromadzonych, licząca około 10 tys. ludzi. Na Komendę Wojewódzką przy ul. Małopolskiej 15 szybko spadł grad kamieni i butelek z benzyną. Równocześnie podpalono stojące pod komendą wozy bojowe wojska. Jeden z transporterów spłonął doszczętnie, a wkrótce płomienie ogarnęły także pobliski budynek WKZZ i drugi z budynków Komendy Wojewódzkiej MO przy ul. Małopolskiej 47, w którym mieściła się siedziba szczecińskiej SB. Demonstranci zdołali także podpalić parter tego ostatniego gmachu.

Wtedy z siedziby SB padły pierwsze strzały. Część z nich była skierowana w tłum, reszta, pociskami świetlnymi - nad głowy ludzi. Wiele osób raniono, kilka poniosło śmierć na miejscu.

Kiedy odezwały się strzały - wspomina Marian Juszczuk - cały tłum ruszył na gmach MO, nie bacząc zupełnie na niebezpieczeństwo. Potężne drzwi budynku były zaryglowane. Na placyku naprzeciw stała szalupa do zabawy dla dzieci. Tłum ją uniósł i zaczął taranować drzwi. Bez skutku. Tuż przy drzwiach palił się skot. Z gmachu wyrzucano rakiety z gazem. Myśmy je odrzucali. Wkrótce zaczęły się palić firanki, story. Oni mieli wodę i gasili. Od strony Małopolskiej wchodziły tyraliery, które rozjuszony tłum wpierał, wciskał znowu w głąb ulicy.

W celu odblokowania KW MO wysłano batalion 41 pułku z 12 DZ oraz 16 batalion rozpoznawczy z Pomorskiej Brygady WOP. Tym ostatnim dowodził płk Stanisław Siemaszko, który, jak wspomina gen. Czesław Stopiński (ówczesny dowódca Pomorskiej Brygady WOP):

Po odepchnięciu tłumu od drzwi, rozejrzał się w sytuacji. Spostrzegł, że po czołgach i transporterach opancerzonych spacerują gapie, a zdezorientowane obsługi wozów bojowych nie bardzo wiedzą, co mają robić. Siemaszko był obrotnym facetem, zaanektował najbliższy transporter wraz z obsługą, strząsnął z niego nieproszonych gości, rozwalił mur okalający komendę od tyłu i zaproponował przebywającemu wewnątrz budynku pierwszemu sekretarzowi KW Walaszkowi, że go bezpiecznie przewiezie do sztabu dywizji, czego sekretarz od dawna się domagał. Walaszek wyprawę zaakceptował, a mój zastępca wszystko wykonał bezbłędnie.

Do uwolnienia osób uwięzionych w płonącym budynku KW PZPR wysłano natomiast inne pododdziały 41 pułku i jednostkę WOWewn. O ile działania dowódców i żołnierzy 41 pułku były mało skuteczne, o tyle żołnierze WOWewn. radzili sobie znacznie lepiej, gdyż formacja ta była szkolona do walk ulicznych. Stosowali oni następującą, nadzwyczaj skuteczną taktykę: bagnet na broń, broń pod prawą pachę, lewa rękę na prawe ramię kolegi i truchtem naprzód.

Zdecydowane działania wojska i milicji doprowadziły wkrótce do ostatecznego wyparcia demonstrantów z rejonu KW MO i KW PZPR. Tego dnia, w godzinach popołudniowych, jeszcze w dwóch miejscach w Szczecinie doszło do dramatycznych wydarzeń. Około godziny 16.30 liczący blisko 3 tysiące ludzi tłum starał się podpalić prokuraturę i więzienie. Broniąca tych budynków straż więzienna i milicja użyły broni palnej. Od rykoszetów padli zabici i ranni. Do kilkakrotnych ostrych starć doszło także pod gmachem Prezydium MRN, a broniący go żołnierze oddali salwy ostrzegawcze ostrą amunicją.

Późnym wieczorem miasto było patrolowane przez jednostki ZOMO, ROMO, ORMO i WP. Nocą do Szczecina przybył z pobliskiego Stargardu 9 pułk zmechanizowany. Poszczególnym jednostkom wojskowym przydzielono rejony działania, dołączając do każdej z nich kilku funkcjonariuszy IV kompanii ROMO.

 

Zajścia na ulicach Szczecina w dniu 17 grudnia 1970 r.
w: Antoni Dudek, Tomasz Marszałkowski, Walki uliczne w PRL 1956-1989, Kraków 1999.