„Ktoś złośliwy stwierdzi, że potrafi również poznać polską piosenkę, gdy słyszy żałosne pojękiwania o rozstaniu, miłości, co zniknęła i nie wróci, w której musi być tęsknota, smutek, żal. A przecież jesteśmy narodem pełnym temperamentu i ognia (polonezy, mazury, oberki), nie brak nam przy tym liryki” – to jedna z opinii zapisanych w notatce służbowej, podsumowującej pierwszą edycję Festiwalu Młodych Talentów. Argument, wysunięty przez organizatorów, miał przekonać „najwyższe czynniki partyjne” do kontynuacji imprezy.

Było lato 1962 r. W Szczecinie big-beat rozsadzał system. Rodziły się gwiazdy estrady.

Młodość kontra system

- Co tam się dzieje, w tym Szczecinie?! - miał walić pięścią w stół zdenerwowany Władysław Gomułka, słuchając relacji z ogólnopolskiego Festiwalu Młodych Talentów. Podobno tak naprawdę impreza, której rytmy nieodparcie kojarzyły się z wrogim Zachodem, drażniła żonę przywódcy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Zofię Gomułkową.

I popularny festiwal zniknął po drugiej edycji. Było to dziwne o tyle, że „czynniki partyjne”, bacznie przyglądające się przedsięwzięciu  uznały, iż taka impreza, to znakomity oręż propagandowy, któremu ulec powinni przede wszystkim młodzi ludzie, najtrudniejsi do pozyskania dla partii.

Czerwono-Czarni i „Junak”

Festiwal wymyślił popularny zespół Czerwono-Czarni. Jego członkowie przejechali Polskę wzdłuż i wszerz organizując przesłuchania, na które zgłosiło się ponad 3 tysiące chętnych. Nie każdy jednak mógł startować. Festiwal miał działać wychowawczo, więc wziąć w nim udział mogli jedyni ci, którzy mieli dobre wyniki w nauce, poświadczone przez świadectwo z promocją do następnej klasy, indeks ze zdanymi egzaminami, czy potwierdzenie ze szkoły albo zakładu pracy (z pieczątką!), że delikwent uczy się dobrze.

Finały wojewódzkie odbyły się w Szczecinie, Łodzi, Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie i Lublinie,  łącznie koncerty zgromadziły 350 tys. widzów. Na finał ogólnopolski wytypowano Szczecin.

- Zaproponowana impreza i jej lokalizacja, w Szczecinie, jest ścisłym zamierzeniem wszystkich organizacji – mówił podczas jednego ze spotkań organizacyjnych tow. Kazimierz Borowiecki, kierownik wydziału kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Szczecinie. W skład Komitetu Organizacyjnego powołano grono godnych zaufania osób. Znaleźli się w nim: komendant Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, Dowódca Garnizonu Szczecińskiego, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej, dyrektor stoczni, dyrektor portu, dyrektor fabryki „Junak” oraz sekretarze Komitetów Wojewódzkich Związku Młodzieży Socjalistycznej i Związku Młodzieży Wiejskiej.   „Atmosfera wokół kolektywu organizacyjnego była jak najlepsza” – podsumował anonimowy sprawozdawca w notatce służbowej.

Tak naprawdę za organizację imprezę odpowiadały popularny periodyk „Dookoła Świata”, a przede wszystkim  Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Imprez Artystycznych kierowane przez nieocenionego Jacka Nieżychowskiego.

Zaproszeni Kydryński i Waldorff

Od wiosny 1962 r., odkąd zaczęły się przesłuchania, festiwal wzbudzał w całej Polsce ogromne zainteresowanie. „„Jest zapotrzebowanie na taką muzykę, a dotychczasowe osiągnięcia w zakresie kompozycji i wykonawstwa są bardzo skromne” – zanotowano z troską w raporcie Prezydium WRN, który podsumowywał pierwszą edycję imprezy.

Turniej rozgrywał się w pięciu kategoriach. Amatorzy i amatorki, mający w większości mniej, niż 20 lat, walczyli o tytuł najlepszego piosenkarza, najlepszej piosenkarki, najlepszego zespołu wokalnego, najlepszego zespołu muzycznego, walczyli też o to, która piosenka okaże się najlepsza.  W jury, oprócz wspomnianego już Nieżychowskiego, zasiedli także znany dziennikarz Stefan Bratkowski, piosenkarz Mieczysław Friedel, kierownik redakcji muzycznej Polskiego Radia Zbigniew Pawlicki, kierownik szczecińskiej Operetki Józef Talarczyk i dyrektor Filharmonii Szczecińskiej Józef Wiłkomirski. Jurorami mieli być także Lucjan Kydryński i Jerzy Waldorff, ale w tym czasie pochłonęły ich zagraniczne wojaże.

Festiwalem żyło całe miasto. Koncerty odbywał się w różnych przestrzeniach, od estrady nad jeziorem Głębokie, przez salę filharmonii, po korty tenisowe, na których odbyła się gala finałowa. Imprezę otworzył barwny korowód artystów – przeszli ze stadionu Pogoni ulicami Mickiewicza, Niedziałkowskiego, Armii Czerwonej, Felczaka, na pl. Dzierżyńskiego, gdzie zostali przyjęci przemową przewodniczącego PWRN.

Z „Karolinką” w świat

To głównie pierwsza edycja tworzyła późniejszą legendę festiwalu trwającego od 29 czerwca do 1 lipca 1962. W  finale znalazły się osoby, które szybko i na długie lata stały się gwiazdami polskiej estrady, m. in.: Wojciech Gąssowski, Helena Majdaniec, Karin Stanek, Czesław Wydrzycki (potem Niemen), czy Krzysztof Klenczon.  Za najlepszą piosenkę uznano „Tańczące Eurydyki” (muz. Katarzyna Gaertner i Andrzej Kaczmarek, sł. Ewa Rzemieniecka) – utwór nagrodzono najwyższą kwotą 5 tys. zł. I nagrodę i 3 tys. zł z Ministerstwa Kultury za najlepszą interpretację zdobyła szczecinianka Grażyna Rudecka, a 1 tys. zł otrzymał Jacek Ukleja „za najlepsze opracowanie polskiego tematu muzycznego”. Przyszłego Niemena pocieszyło WPIA z jego rodzinnego Gdańska, fundując artyście nagrodę w wysokości 800 zł. Puchar „Ekspresu Wieczornego” zdobył zespół Niebiesko-Czarni .

Cała „Złota dziesiątka”, w której znaleźli się  soliści i zespoły, łącznie piętnaście osób, otrzymała adaptery „Karolinka”. Dodatkowo miesięcznik „Jazz” ufundował płyty z najlepszymi nagraniami zagranicznymi – otrzymał je najmłodszy zespół festiwalu „Mikrus” z Bartoszyc, w którym wszystkich zaszokował profesjonalizmem 9-letni perkusista. Oryginalne nagrody – grafiki otrzymał duet Bialik – Chapota.

Chyba w tamtym czasie najbardziej zwycięsko czuły się jednak dwie wokalistki. Karin Stanek pojechała w nagrodę reprezentować Polskę na Festiwalu Młodzieży i Studentów do Helsinek. Przede wszystkim została wokalistką Czerwono-Czarnych i  jeszcze w tym samym roku, wraz z grupą, wystąpiła na międzynarodowym festiwalu w Sopocie. Do Sopotu zaproszono również Helenę Majdaniec, która rok później podbiła serca publiczności w Opolu, a w latach 60. występowała m. in. w paryskiej „Olimpii”.

Bo ukradną pościel

Odtrąbiono wielki sukces festiwalu –wszak  odbywały się liczne koncerty, konferencje prasowe i dyskusje w całej Polsce, tematyka festiwalowa gościła na łamach wszystkich liczących się czasopism. W raporcie Prezydium WRN chwalono organizatorów m.in. za reklamę na szczecińskim dworcu, na którym ogłoszenia festiwalowe odczytywane były przez megafony. Chwalono też za dobrze zorganizowany transport - do dyspozycji około 195 finalistów były: 1 autokar San, 2 samochody ciężarowe „Stonki”, Nysa i Pick-up.

Oprócz zachwytów w raporcie PWRN znalazły się jednak zalecenia dla wykonawców kolejnych edycji festiwalu: „kultura interpretacji i zachowania się młodzieży na estradzie winna być przedmiotem troskliwego przygotowania ze strony placówek kulturalno-oświatowych jeszcze przed przesłuchaniami” (…). „Przygotowanie nowego, II festiwalu, muszą pójść w kierunku rzetelnego przygotowania przede wszystkim repertuaru polskiego i przekazania go młodzieży”.

Z wyjątkową szczerością wyliczono minusy imprezy. Po pierwsze – „nikt nie przewidział niepogody”, lało, jak z cebra i pierwszy finałowy koncert trzeba było przenieść z kortów tenisowych do filharmonii, w której oczywiście zmieściła się tylko część posiadaczy biletów. Ci najbardziej zdesperowani, który zostali na zewnątrz, szturmowali przybytek wszystkimi dostępnymi sposobami. Po drugie były kłopoty z kwaterunkiem: ponieważ w Szczecinie odbywały się akurat Dni Morza, wiele miejsc noclegowych było zajętych. A, że dodatkowo trwały się ćwiczenia wojskowe, wojsko odmówiło wypożyczenia namiotów, więc pomysł utworzenia miasteczka namiotowego dla festiwalowej publiczności spalił na panewce. Jury i honorowi goście spali w Continentalu, dziennikarze w Domu Marynarza, finaliści w internatach szkół. Niestety, nie wszystkie stanęły na wysokości zadania – kierownictwo Technikum Samochodowego ostatniej nocy zdjęło pościel bojąc się, że artyści ukradną powłoczki. Trzecim, dużym minusem były bardzo wysokie ceny żywności – obiady i kolacje kosztowały tyle, co bilety na koncerty.

Cel: rząd młodych dusz

W raporcie podsumowującym imprezę znalazł się zapis, że „główny cel – rozśpiewanie polskiej młodzieży – został osiągnięty”. Kolejne adnotacje świadczą jednak o tym, że nie był to cel jedyny.

Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Szczecinie postanowił wykorzystać sukces festiwalu i wysłać w teren artystów z koncertami – przygotowano w tej sprawie specjalne pisma, kierowane do placówek kulturalnych w różnych miejscowościach. Było to pokłosie dyskusji pofestiwalowych, które podsumowały imprezę: „kontakt przez tego typu muzykę i imprezy okazać się może jedyną możliwością dotarcia i co najważniejsze wywierania wpływu na sporą część młodzieży interesującej się ruchem big-beatowym. Tej szansy stracić nie wolno”. (…) „Jest duże zainteresowanie młodzieży współczesnej muzyką i piosenką rozrywkową , trzeba skierować te zainteresowania we właściwych kierunkach”.

Ponieważ kontynuacja festiwalu wydawała się oczywista, zaprotokołowano też taką uwagę: „Trzeba współpracować z organizacjami młodzieżowymi .  Konieczne jest oparcie się na szerokim aktywie młodzieżowym, studenckim i harcerskim”. „W II etapie zakłada się, że młodzieży poda się ulubioną muzykę w ulubionych rytmach polskich i powoli zejdzie się z pozycji  pewnego powielania wzorów muzyki zachodniej” – tak powstawał trzyletni plan imprezy.

Widząc, jakim echem festiwal odbił się w całym kraju, PZPR postanowiła wzią  pod lupę przygotowania do drugiej edycji. Sekretarz  propagandy  i agitacji, towarzysz Stanisław Siewierski ogłosił, że „Komitet Wojewódzki PZPR  oczekuje ścisłych materiałów do zatwierdzenia – np. dotyczących planowanej oprawy plastycznej – plakat, odznaka festiwalowa, wkładka reklamowa do książeczki Auto-stop, a także trasy i programu”. Także KW zatwierdził organizację zabawa ulicznych, które „miały trwać nie dłużej, niż 3 godziny”.

I faktycznie - rok później odbyła się II edycja (5-7 lipca 1963), która wywołała już nieco mniejsze zainteresowanie. I w 1963 r. narodziły się gwiazdy. Triumfowały wtedy m. in. Halina Frąckowiak i Zdzisława Sośnicka, a także Mira Kubasińska i Tadeusz Nalepa. W koncercie galowym wzięli udział specjalnie zaproszeni, rozpoznawalni już artyści - Karin Stanek, czy Michaj Burano. Jednym z  prowadzących koncerty  był Bogumił Kobiela.

Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy festiwalu, gdyby nie bijąca w stół pięść I sekretarza. Ta reakcja dowodzi jednego, że wymiar propagandowy imprezy nie został osiągnięty, że żyła własnym, nie dającym się w pełni skontrolować życiem. Dla młodych ludzi była, jak łyk świeżego powietrza.  Spełniały się ich marzenia, poczuli się częścią Europy, wbrew „żelaznej kurtynie”.

Ale to partia decydowała, co będzie dalej. III edycji nie było.

Być może z czasem impreza, wskutek coraz większych ingerencji „czynników partyjno-propagandowych”, stałaby się skostniała, sztywna i nudna, może zniknęłaby niezauważona ze sceny polskich festiwali. Gdyby jednak przetrwała, zachowując pierwotną energię i swobodę, mogła by być przez długie lata, a może także i dziś, flagową imprezą muzyczną Szczecina i Pomorza Zachodniego.

Przetrwała legenda. Ale to też wcale nie mało.

Pisząc tekst korzystałam m. in. z materiałów archiwalnych Archiwum Państwowego w Szczecinie.